W sobotę rano ludzie stąd organizowali busa na plażę. Zabrałam się z nimi na plażę Uvita i po południu pojechałam na stopa 20km dalej do Dominical, żeby spędzić tam noc. Mówili mi, że tam ludzie rozbijają namioty bez problemu, a że Jin (Brazylijczyk z wolontariatu) pożyczył mi swój namiot na weekend to postanowiłam, że cisnę. Przyjechałam do Dominical, przeszłam kawałek od powiedzmy-że-centrum, rzuciłam rzeczy pod drzewem i usiadłam na plaży bo akurat zdążyłam na zachód słońca. Nie minęła minuta przyszedł jakiś małolat i zaczął zagadywać…

Przedstawiam Wam Jose. Ma 20 lat i mieszka w Dominical… w namiocie. Tak, dokładnie. Przy plaży ma rozbity swój namiot. Zaraz jak tylko zaszło słońce, wyzamiatał piasek z kamieni i patyków, żebym mogła rozbić swój namiot obok niego i jego znajomego Nescara. 15 min później miałam rozbity namiot i siedzieliśmy z Jose na hamaku przeglądając zdjęcia monstrualnych ryb głębinowych w National Geographic z 2005 roku…. Bo taki akurat miał.

IMG_20180204_224908_785[1]

Jego rodzina nie mieszka daleko ale on się wyprowadził, nie ma z nimi dobrego kontaktu i opowiadał mi o nieciekawym dzieciństwie. Mieszka na plaży, i jego życie to fale i surfing. Jose nauczył się ‘przeżywać’ z dnia na dzień. Nie ma zmartwień dopóki nie jest głodny a jak jest głodny to idzie szukać jedzenia. Z reguły przejdzie się po Dominical i popyta czy jest jakaś robota dla niego albo czy jest coś w czym może pomóc w zamian za parę groszy lub żarcie. Jose znają wszyscy w Dominical. Idziesz z nim ulicą i co 10 metrów Jose się z kimś wita. A więc często znajdzie się ktoś kto mu da coś do jedzenia. Jak sam mówi, jeśli nie jest głodny i ktoś mu zaoferuje jedzenie, to nie odmawia tylko zabiera i zanosi do namiotu – zje jak zgłodnieje.

A jak rzeczywiście potrzebuje pieniędzy to… je znajduje. Nie, tu też pieniądze nie rosną na drzewach. Jose opowiadał mi, że często ludzie przyjeżdżają na plażę, rozbijają namioty, robią ognisko, piją, palą, imprezują. Na drugi dzień jak Jose się przejdzie to nieraz znajdzie a to ecstasy, a to kokainę, a to jakiegoś blanta, ale bardzo często też pieniądze. W zeszłym tygodniu znalazł $20, ale mówi że kiedyś udało mu się znaleźć $100 po jednym z takich melanżów. A jak już faktycznie nic nie znajdzie i naprawdę potrzebuje pieniędzy to czasem kupuje zioło od znajomego i sprzedaje turystom po trochę wyższej cenie. Ale, jak mówi, nigdy swoim znajomym. Ma swój honor.

Mieszkanie w namiocie ma swoje ograniczenia. Choćby nawet prysznic. Nie da się przecież myć w słonej wodzie. Jose żyje na dobrych układach z jedną ze szkół surfingu. Może tam wziąć prysznic i skorzystać z kuchni kiedy tylko chce. W zamian czasem przyjdzie pozamiatać im podwórze albo coś innego.

Tak jak już wyżej wspominałam, Jose ma też sąsiada. Nescar mieszka zaraz obok Jose. Pracuje w hotelu niedaleko i śpi w namiocie. Żarcie dostaje w pracy, prysznic też tam może wziąć a więc zmartwień nie ma. Oboje z Jose żyją po sąsiedzku już długi czas. Nad swoimi namiotami mają przewieszoną czarną folię, żeby nie zmoknąć w razie deszczu. Z drzewa do drzewa mają rozwinięte sznurki na ciuchy, 2 hamaki do czilowania i palenisko własnej roboty. Czasem ktoś podrzuci im świeżo złowioną rybę to mają gdzie ją sobie usmażyć. Jak byliśmy na drugim końcu plaży to Jose pokazywał mi małże żyjące na skałach i mówi, że czasem przychodzi pozbierać parę muszli i robi mega smaczną zupę. A w restauracji sprzedają to jako rarytas.

Chodzimy tak po tej plaży a Jose pokazuje mi, że specjalnie nie płukał włosów z soli bo chce rozjaśnić sobie włosy. Ponoć dziewczyny są bardziej zainteresowane 🙂 Wziął mnie na skały i pokazał mi wszystkie zakątki, w międzyczasie wybiegł na najwyższą skałę w okolicy, a to za moment przyleciał i mówi ‘do you want to see lafster?’. Myślałam, że chodzi mu o ‘laughter’, to sobie myślę – dobra, pośmiejmy się, czemu nie – dawaj. A on wyciąga ręce i mówi ‘baby lafster’.. Aaaaa LOBSTER ! Hahahaha.

Opowiada mi, że przez to, że wychował się na ulicy, ludzie myślą, że jest głupi. ‘But I am not stupid’ mówi, bo rozmawia ze mną po angielsku. Języka nauczył się sam, rozmawiając z obcokrajowcami, pytając jak się mówi to, a jak tamto. No i tak się nauczył. Nauczył się obserwować i koegzystować z naturą, wie wszystko. Wie dokładnie kiedy będzie odpływ a kiedy przypływ. Oswoił sobie wiewiórkę. Z racji tego, że mieszkają z Nescarem pod drzewem migdałowca, Jose codziennie rano zrywał migdały i karmił wiewiórkę, która tak się przyzwyczaiła, że zaczęła już podchodzić do wszystkich.

Wziął mnie w jedno miejsce, gdzie zawsze po lepszej cenie sprzedają mu gallo pinto (ryż z czerwoną fasolą z różnymi dodatkami do wyboru). Znają go i wiedzą, że nie ma pieniędzy ale że to dobry chłopak więc płaci mniej. Chciałam sobie zamówić chocobanana smoothie, Jose mówi – weź monoloco (mrożone smoothie z bananem i kawą), tutaj mają najlepsze jakie kiedykolwiek jadłem. Mówi, że jak wpadnie mu trochę hajsu to przychodzi i kupuje 2 – jedno je na miejscu i drugie ma na wynos.

Jose dzisiaj wstał o 5ej rano żeby posurfować. Ostatni dzień prawdziwego chillingu bo od jutra idzie pracować na budowę. Musi pojechać do innej miejscowości i będzie tam pracował pon-pt i w piątek wraca znów do Dominical na weekend. Strasznie przeżywa powrót do pracy i już zapowiedział, że za pierwsze zarobione pieniądze kupi w sobotę butelkę Tequili bo najbardziej lubi.

Ja spałam w namiocie na kocu, z prowizoryczną poduszką która była niczym innym jak zbitką ciuchów w worku. Po jakimś czasie już nie mogłam dłużej spać, było strasznie twardo i już mnie bolało całe ciało. Patrzę na czas – 5:30, dobra idę zobaczyć wschód. Połaziłam po plaży, pomedytowałam i wróciłam około 8ej. Przychodzę pod namiot a Jose łazi od migdałowca do palmy, od hamaka do hamaka, chodzi jakiś nabuzowany, mówię mu ‘siema’, on nic, dalej łazi jakby zwariował. Przeczekałam minutę i on mówi – chcesz się przejść? Dobra, chodźmy. Mówi, że tutaj obok niego i Nescara rozbił się pewien gość i co chwilę coś mu kradnie. Jose mówi, że ma tego dość i zanim przyszłam, doszło między nimi do bójki. Jose kazał mu przenieść namiot. Bardzo przeżywał, bo mówi, że nieraz jak uda mu się zdobyć jakieś żarcie czy coś, to często się z nim dzieli i przynosi też i jemu. A gość mimo tego i tak potrafi potem przyjść i mu coś zwinąć. Straszna szuja. Jose wkurzony bo mówi, że ludzie myślą, że to on kradnie. ‘Nigdy nic nie ukradłem i nie potrafiłbym komuś czegoś zabrać.’ To prawda. On jak czegoś potrzebuje to pyta, i zawsze znajdzie się ktoś mu coś da i się podzieli. Jose nie potrzebuje kraść. Jest zwyczajnie dobry. Mimo tego, że prawie nic nie ma, jak już coś ma to zawsze się dzieli.

Wracaliśmy z miasta do namiotu, idziemy obok plaży i nagle zaleciał nam znajomy zapach zioła. Jose szybko zlokalizował gościa, który właśnie skręcał sobie blanta i po minucie wrócił z całkiem dobrą ilością zioła. Mówi ‘wszyscy mnie znają i jak kogoś poproszę to zawsze mi dadzą trochę’. No ale jak zapalić jak się nie ma bletek ani fajki? Proste. Jest pewnego rodzaju kwiatek, który ma zaokrągloną łodygę, takie 180 stopni. Wystarczy więc 2 takie łodygi połączyć ze sobą i przyciąć do odpowiedniego rozmiaru. I włala – mamy naturalną ekologiczną i biodegradowalną fajeczkę.

20180204_133337.jpg

Jak wyjeżdżałam z Dominical, Jose wcisnął mi resztę co została. Ja mówię – no ale jak to? Przecież to jest Twoje, sam zdobyłeś, zostaw sobie, będziesz miał na później. On zwyczajnie odpowiedział – ‘Weź, ja zawsze sobie coś znajdę’. A więc wzięłam. I poszłam łapać stopa z powrotem do Salitre.

Ktoś powie – aaaa pojechałaś na jakąś plażę i zadawałaś się z jakimś bezdomnym dzieciakiem. Myślcie sobie co chcecie ale dużo się nauczyłam od niego przez ten jeden dzień. I Jose nie jest głupi. Chce po prostu robić to co lubi, i cieszyć się życiem. Mówi – przyjedź za tydzień, pokażę Ci jak się surfuje.

0 Shares